Ogrodzenie frontowe
Temat: ogrodzenie frontowe. Czas: wrzesień 2018 roku. SMS z wyceną od wykonawcy: 18 100 zł za całość. 4-metrowa brama przesuwna, słupy, furtka, przęsła, balustrady. Wszystko w ocynku ogniowym, malowane proszkowo. Kolor, a jakże, antracyt. Inwestor zaakceptował wycenę, umowa została podpisana. Uprzedzam, będzie jak w dobrej książce, BA! Będzie jak w dobrym thrillerze. A skoro thriller, to zagadka – gdzie jest ogrodzenie ?
Pan Jacek
Wykonawca, nazwijmy go Panem Jackiem, zrobił dobre wrażenie. Miły, łatwo nawiązujący kontakt, mężczyzna około 35 lat. Uczciwy, słowny, tak głosiła rekomendacja. Sympatię zyskał inicjatywą i chęcią do przygotowania umowy. Umowa została skrupulatnie przygotowana, podpisy złożone. Inwestor wpłacił Panu Jackowi zaliczkę – 5 tysięcy złotych.
Przyszedł dzień realizacji – na pierwszy ogień poszły barierki do okien balkonowych – 3 szt. Wykonanie na średnim poziomie, niemniej Inwestor zaakceptował. Koszt – 2600 zł.
Przyszła kolej na słupki i fundament do bramy. W zasadzie przyczepić by się można jedynie do wykończenia słupków, ale Inwestor również to zaakceptował.
Pozostał gwóźdź programu – brama, furtka, przęsła, automat. Jak się później okazało, był do rzeczywiście gwóźdź… do trumny całego przedsięwzięcia.
Piątkowy poranek. Pan Jacek obwieszcza Inwestorowi, że dziś montaż. Inwestor zadowolony, że po pracy będzie mógł zamknąć bramę i furtkę i cieszyć się prywatnością. Takie mamy czasy, że ludzie lubią się zamykać. I w sobie i na posesji. Próżno szukać w Polsce skandynawskiej otwartości, gdzie ludzie nie stawiają między sobą barier. Ogrodzeń również nie.
Inwestor późno wraca do domu. Mamy koniec stycznia, szybko zapada zmrok. I dobrze, psuć sobie nastrój z powodu ogrodzenia w piątkowy wieczór… można w poniedziałek, ale nie w piątek. Można też w sobotę rano. Około godziny 9:00 przyjeżdża Pan Jacek celem odbioru prac. Inwestorzy przed przyjazdem obejrzeli efekty fachowca. Słońce pada na ogrodzenie pod lekkim kątem, widać wszystkie niedoskonałości. W zasadzie poza nimi nie widać niczego dobrego. Ogrodzenie jest zmasakrowane. Powtarzalne wgniecenia w materiale nieudolnie pokryte farbą. Ślady po nieumiejętnym szlifowaniu tarczami listkowymi. Obraz nędzy i rozpaczy. Chociaż automat działa. Inwestor zadaje jedno pytanie: – Czy Pan, Panie Jacku wstawiłby te ogrodzenie do siebie do domu ? Nie Pada żadna odpowiedź, spuszczona głowa jest wszystkim co był w stanie wykrzesać z siebie Pan Jacek.
Wykonawca deklaruje się do poprawy tej masakry. Żeby nie przedłużać tej ponurej historii z Panem Jackiem, za jakiś czas wykonawca przyjeżdża i montuje jeszcze gorszy chłam. Karykaturalna próba pudrowania trupa kończy się rozwiązaniem umowy. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
Pan Wojciech
Inwestor kieruje swoje kroki na jakże bogaty rynek fachowców i znajduje Pana nazwijmy go Wojciechem. Pan Wojciech stwierdza, że słupki wykonane przez Pana Jacka są wykonane w sposób „inny” niż on robi, ale sobie poradzi i za parę dni przedstawi ofertę. W międzyczasie przywiezie próbkę ogrodzenia. Inwestor w tym czasie przebywa za granicą. Dzwoni do wykonawcy z pytaniem czy próbka została wykonana. Rozmowa jest odrzucana wielokrotnie. Już wiadomym jest, że coś pójdzie nie tak. Okazało się, że Pan Wojciech jest znajomym Pana Jacka, który odradził Panu Wojciechowi wykonanie ogrodzenia.
Nadmienię, że Inwestor dowiedział się co było przyczyną faktu, iż ogrodzenie wykonane przez Pana Jacka nadawało się do wyrzucenia. Być może nadawało się również jako ogrodzenie do domu Pana Jacka… Z tego co wiem, nie zamontował go u siebie. Esteta się znalazł. Tak czy siak Pan Jacek, pazerniaczek, zamówił gorszy materiał stali z już widocznymi wadami.
Pan Wojciech pazerniaczkiem nie był. Okazał się być taki zarobiony, że posłuchał kolegi i nie schylił się po pieniądze.
Pan Marek
Inwestor wrócił więc na rynek fachowców. Znalazł Pana Marka. Pan Marek nie robił tak dobrego wrażenia jak Pan Jacek. Wyglądał jakby ostatnie dni ciężko pracował… nad kieliszkiem wódki lub butelką piwa. A może nad jednym i drugim. Inwestor przez cały okres budowy domu widział podobnych, zmęczonych, którzy ostatecznie świetnie wywiązali się ze swojego zadania, stąd podjął rozmowy. Tym bardziej, że Pan Marek chętnie pokazał swoje realizacje, które wyglądały co najmniej o niebo lepiej niż ogrodzenie, którego Pan Jacek nie chciał zamontować u siebie przed domem.
Pan Marek wycenił swoje przyszłe, niedoszłe dzieło na 9 tysięcy. Słupki zrobione, fundament zrobiony, barierki zrobione, wykopy pod kable do automatu również, stąd i cena niższa. Umowa została sporządzona, Pan Marek wziął 3 500 zł zaliczki i umówił się na koniec marca na montaż.
Pan Marek zaginął w akcji niczym Chuck Norris. Inwestor zaczął prosić, grozić i doszło do spotkania. Pan Marek nie miał już 3500 złotych, które winien zwrócić Inwestorowi. Rzekomo zakupił materiał. Inwestor, pomimo zapalonej czerwonej lampki, podpisał z wykonawcą porozumienie zmieniające do umowy, w której wpisano nowy termin wykonania oraz kary umowne. Wysokie kary umowne. Pan Marek wydawało się wrócił do żywych, wysyłał zdjęcia z postępów prac i… zaginął w akcji po raz drugi. Sprawa zgłoszona do prawnika, kary umowne wynoszą już około 4500 złotych, zaliczka nie oddana. Licznik bije z każdym dniem.
Tylko co z tego ? Inwestor wie, że pieniędzy nie odzyska. Wyda na prawnika, ten pójdzie do sądu i… nie będzie czego i z kogo ściągnąć. Koło się zamyka. Brama natomiast nie bardzo, nie ma jej przecież.
Inwestor wraca więc na rynek fachowców. Historia piszę się dalej, ale nie znamy jeszcze jej zakończenia. Być może ogrodzenie któregoś dnia się pojawi. Jeśli nie, być może Inwestor zapoczątkuje w Polsce skandynawski zwyczaj braku barier.
Puenta i wnioski
Podobieństwo do lat 2005-2008, czyli do wielkiego boomu budowlanego w Polsce jest uderzające. Niskie stopy procentowe i relatywnie łatwa dostępność kredytów reanimowały rynek budownictwa. Dziś nikt już o nim nie pamięta. Ani inwestorzy, ani wykonawcy, ani banki, ani rządzący. Historia pokazuje, że potrafimy wiele. Poza jednym – nie potrafimy wyciągać wniosków. Pan Jacek, Wojciech, Marek – nie wyciągną wniosków. Dziś klientów mają więcej niż mogą obsłużyć. Niestety, zarobionych pieniędzy nie przeznaczają na inwestycję i rozwój. To nie tkwi w naszej naturze. Pieniądze te skonsumują szybciej niż zarobili. Po przyjściu kolejnego kryzysu będą płakać, że nie mają dla kogo robić. Przyjdzie odwrócenie tendencji, gdzie to inwestorzy będą grać, a wykonawcy tańczyć. A moglibyśmy bawić się przecież razem. Przecież nie mam ogrodzenia, nie mam barier.